poniedziałek, 23 maja 2011

Małe końce świata

Według różnych przepowiedni, wczoraj o godzinie 18tej, miał nastąpić koniec świata. I tutaj nasuwa się pytanie, co to kurwa jest ten jebany koniec świata? Bo jakoś nikt nigdy mi nie powiedział. Czy mówimy o biblijnej apokalipsie, dniu sądu, otwarciu pieczęci, wypuszczeniu na ten ziemski padół czterech jeźdźców?
Jakoś nikt nigdy tego nie sprecyzował, a ja w pełni wierze, że wielu ludzi wczoraj,  dnia 21go maja, roku 2011 przeżyło koniec świata. Myślę iż nawet i dzisiaj dnia 22go maja 2011 wielu ludzi przeżyło koniec świata.
Być może nie spotkali jeźdźców apokalipsy, być może nie pochłonęły ich ognie piekielne, być może nie stanęli przed ojcem wszechmogącym. Ale przeżyli swój mały osobisty, personalny koniec świata, dzień w którym życie się zmieniło na zawsze, straciło sens.
Mimo pozornego pokoju każdego dnia giną czyiś synowie, czyiś ojcowie. Mimo pozornego życia w cywilizowanym świecie, każdego dnia gwałcone są czyjeś matki, czyjeś córki. Żądza władzy, przekonania religijne, chęć zysku powodują, że ludzie są wysyłani w najodleglejsze zakątki świata by zabijać. Każdego dnia gdzieś na świecie detonowane są bomby, wystrzeliwane są kule, przeznaczone by zabijać.
Dlatego warto zadać sobie pytanie, czy codziennie nie przeżywamy końca świata?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz