piątek, 29 kwietnia 2011

Mroczny władco, panie podziemi spraw aby mi sie chciało, tak bardzo jak mi sie kurwa nie chce...
Zajebiście ambitny plan na dni 30.04-3.05
- Doleczyć kaca... A to coś nowego... wiem, wiem, dawno sie z tą cholerną bestią nie widziałem :D to jednak całe szczęście, że pan bóg stworzył coś takiego jak kac, bo inaczej byśmy non stop chlali.
- Zrobić 2 projekty na podstawy projektowania. Co to są za cudactwa, to jest pełna poezja.
- Napisać program na języki programowania
- Nauczyć się na ODP
- Nauczyć się na dyskretną
- Nauczyć się na rachunek prawdopodobieństwa. Chociaż z tym nie będzie raczej problemu to i tak trzeba coś tam podłubać, coby sprawy nie spierdolić.
- Nastawić wino (fuck yeah) już nawet jest taki zajebiaszczy 35 litrowy gar...

A znając życie z ambitnego planu, na podbój kosmosu, wyjdzie dupa...

wtorek, 19 kwietnia 2011

Szlifowanie pierwszego rozdziału historii o wampirze z kaszownika

Proces szlifowania, dopisywania, zmieniania, kasowania i tak w kółko,  krótki pewnie nie będzie, ale cóż to... damy rade. Mam nadzieję, zdążyć przed 500tnymi odwiedzinami.

Opowieści dziwnej treści, czyli jesteśmy normalni - O PaPuuuu

No Joooo...

Byliśmy, wypiliśmy, zwyciężyliśmy, tudzież wróciliśmy w pełnym składzie, jak kto tam sobie woli... Opierdalanie się było pierwsza klasa i chociaż, ja wieeem już trochę przelatanego zestawu... dziwki, koks, firefox nie było, to też było zajebiście... browar, fajka i kiełbacha z rana to wszystko czego człowiekowi jednak do szczęścia potrzeba...

Nadjeziorne włości Filipa były już nam dobrze znane, teraz w odrobinę lepszym stanie, bo w zdecydowanie lepszym porządku niż wcześniej, sami zresztą chociaż ostatnim razem nie zostawiliśmy domku w idealnym porządku, to i tak w lepszym niż na wejściu, nie inaczej było i teraz. Malutki kompleks domków momentalnie urzeka ciszą i stoickim spokojem jaki się tam napotyka, dla wielu ludzi wychowywanych od maleńkości w mieście, cisza jaką się tam zastaje boli i dzwoni w uszach.

Krótki dialog osób zgromadzonych na tarasie rozwalonych z piwem i fajką w dłoni.
-Włączmy jakąś muzykę
-Kontempluj cisze kurwa...
-Kontempluj nature kurwa...
-Chuj z naturą, toć ta cisza jest przerażająca...
-Slayer... Napierdalać!!

Nie żebym nie doceniał muzyki Slayera, ALE... od czasu do czasu naprawdę bardziej doceniłbym chwilę odskoczni w cisze w dzisiejszym zabieganym, gwarnym świecie.

Ale wracając do tytułowego "O PaPuuu" trzeba sobie wyobrazić scenę, jest jednak jakby zimno, jedzenie się już generalnie skończyło. Zostały piwa, więc wszyscy otuleni kołderką siedzimy na kanapie, wystają tylko: piwo i głowa. I w tym momencie, przypomniały mi się opowieści rodziny, jakto się kiedyś siadało wokół malutkiego telewizorka i czekało na wieczorną transmisje, klimat musiał panować dość podobny. Jako osoba słabo znosząca filmy z serii american dream happy fuckin ending... zacząłem sobie szydzić już wcześniej z lecących filmów, wszyscy po odpowiedniej ilości piwa byliśmy bardzo odpowiednio nastawieni, generalnie nieznikający uśmiech na ustach. W pewnym momencie po przełączeniu na "Hannibala po drugiej stronie maski" scena nr1, PYK zmiana scenerii. Na ekranie pojwił się ogólny widok biedy, zniszczeń wojennych w tle i jakieś zwierze pałaszujace leżące zwłoki na pierwszym planie, dosłownie chwile po zmainie sceny, pierwsza myśl jaka przyszła koledze do głowy, JEB wyskoczyła mu z ust z pełnym entuzjazmem... "O PaPuuu".

Osobiście zajęło mi dobre 2-3 minuty, zanim przestałem płakać i znów zaczałem oddychać. Podobno śmiech to zdrowie, ale ja się prawie udusiłem...!!! Następnego ranka, ból mięśni brzucha spowodował, że śmiech sprawiał mi ogromny ból.